Google zmuszony jest do wypłat dla kanadyjskich dziennikarzy w związku z nowym prawem nakazującym gigantom internetowym płacić twórcom treści za korzystanie z ich materiałów. Po burzliwych negocjacjach i groźbach ze strony Google, osiągnięto kompromis w ostatniej chwili.
Kluczowe wnioski:- Google początkowo protestowało przeciwko nowemu prawu, ale ostatecznie ugięło się pod naciskiem rządu Kanady.
- Firma będzie musiała płacić kanadyjskim wydawcom za publikowane treści, choć dokładne stawki nie są jeszcze znane.
- Meta (Facebook) pozostaje nieugięte i zablokowało dostęp do newsów dla Kanadyjczyków.
- Nowe prawo wchodzi w życie w grudniu 2023 roku i jest próbą ochrony lokalnych mediów przed gigantami technologicznymi.
- Ostatecznie to Google musiało ustąpić pod naciskiem opinii publicznej i groźbą utraty rynku w Kanadzie.
Google zmuszony do wypłat
Kanadyjski rząd przeforsował nowe prawo (Bill C-18), które zobowiązuje internetowe giganty takie jak Google do płacenia lokalnym twórcom treści za wykorzystywanie ich materiałów. Początkowo amerykańska firma protestowała przeciwko ustawie i groziła blokadą dostępu kanadyjskich portali w wyszukiwarce Google, ale ostatecznie uległa naciskom władz i zgodziła się na kompromis w ostatniej chwili, tuż przed wejściem prawa w życie.
Według nowych regulacji Google będzie musiało podzielić się częścią swoich zysków w Kanadzie z lokalnymi wydawcami takimi jak dziennni informacyjne, magazyny czy serwisy internetowe. Dokładne stawki nie są jeszcze znane, ale już przyjęcie regulacji jest znaczącym krokiem w wyrównaniu pola gry pomiędzy gigantami technologicznymi a twórcami treści.
Kanadyjski minister ds. dziedzictwa Pascale St-Onge zadeklarowała, że rząd wyprze jasne wytyczne, które pozwolą odblokować Google i amerykańskich gigantów internetowych od części opłat w konkretnych przypadkach. To pozwoliło Google "uratować twarz" i jednocześnie zaakceptować główne założenia ustawy.
Użytkownicy w Kanadzie nie powinni odczuć większych zmian przy dostępie do informacji. Google zwyczajnie będzie musiało teraz zapłacić za nie troszkę więcej. W przyszłości nowe regulacje mogą pomóc uratować silne, lokalne redakcje przed dominacją zagranicznych gigantów technologicznych.
Szacunki zapłat Google do kanadyjskich mediów
Bardzo trudno oszacować, jakie będą skutki dla finansów Google. Z pewnością jednak nowe opłaty za wykorzystanie treści sięgną milionów dolarów rocznie.
Ze wstępnych wyliczeń specjalistów wynika, że Google powinien płacić od 10 do 20 milionów dolarów rocznie, aby spełnić minimalne wymogi ustawy. Sugerowano także podział opłat na stałe zryczałtowane stawki i zmienne prowizje od przychodów z reklam pokazywanych przy treściach z kanadyjskich portali.
Większość środków powinna trafić do dużych, opiniotwórczych mediów, takich jak dzienniki "The Globe and Mail" czy "Toronto Star". Im więcej ruchu z Google, tym więcej zapłat. Niewielka część pieniędzy ma także wspomóc lokalną prasę i portale informacyjne.
Kluczowe będzie jednak w jaki sposób rząd Kanady przedstawi docelowe wytyczne co do podmiotów uprawnionych i wysokości opłat Google. Konkretne regulacje mają zostać ogłoszone w najbliższych miesiącach.
Meta zablokowała dostęp do wiadomości
Google nie było jedynym gigantem internetowym objętym kanadyjską ustawą. Nowe przepisy miały dotknąć również Facebooka, portali należących do korporacji Meta. W odróżnieniu od Google firma Marka Zuckerberga postanowiła zachować twardą linię i całkowicie zablokować dostęp do wiadomości dla kanadyjskich użytkowników.
To radykalny krok, który pozbawia Kanadyjczyków możliwości śledzenia informacji na Facebooku i Instagramie. Jak wyjaśniała rzecznik Meta, firma nie gromadzi sama treści informacyjne, a jedynie udostępnia wiadomości z kanadyjskich portali zgodnie z ich polityką. Wobec nowego prawa nie ma innego wyboru niż "ukrócenie" dostępu do newsów dla użytkowników Facebooka i Instagrama w Kanadzie.
Decyzja Mety oznacza, że gigant mediów społecznościowych nie ulegnie presji kanadyjskiego rządu. To sygnał, że Zuckerberg potrafi twardo bronić swoich interesów i nie zamierza ustępować pod groźbą utraty jednego z rynków (Kanada to zaledwie kilka procent użytkowników Facebooka).
Czas pokaże czy to ryzykowna strategia, która zrazi Kanadyjczyków do serwisów Meta, czy też użytkownicy Facebooka zaakceptują sytuację i będą szukać newsów gdzie indziej. Ważne jednak, że stanowiska obu amerykańskich gigantów technologicznych się różnią. Google wybrało pragmatyczny kompromis, a Meta postawiło na radykalną konfrontację.
Koniec sporu o prawa autorów
Nowe kanadyjskie prawo to symboliczny koniec wieloletniego sporu pomiędzy twórcami treści a gigantami technologicznymi o prawa autorskie i zapłatę za korzystanie z cudzych materiałów w sieci.
Przez lata firmy takie jak Google i Facebook czerpały ogromne zyski z reklam wyświetlanych przy artykułach z lokalnych portali informacyjnych. Lokalni wydawcy skarżyli się, że tracą czytelników na rzecz wielkich platform internetowych i domagali się rekompensat.
Giganci technologiczni odpowiadali, że przecież kierują ruch internetowy do lokalnych serwisów i nie muszą za to dodatkowo płacić. Sprawa ciągnęła się latami poprzez kolejne procesy sądowe i naciski prawne na nowe regulacje rynku reklam i treści w sieci.
W końcu udało się doprowadzić do przełomu w postaci kanadyjskiego Bill C-18. Google wprawdzie zapowiada, że będzie starać się optymalizować opłaty, ale nie zdołało powstrzymać wejścia prawa w życie. A to oznacza, że odtąd będzie dzielić się zyskami z kanadyjskimi wydawcami treści.
Czas pokaże jak nowe regulacje wpłyną na rynek mediów w Kanadzie i finanse tamtejszych wydawców. Eksperci przewidują jednak, że to przełom w relacjach gigantów technologicznych z lokalnymi graczami na globalnym rynku reklamy online.
Kanadyjski rząd wymusza opłaty
Wprowadzenie nowego prawa Bill C-18 to w praktyce działanie rządu Kanady mające wymusić na Google i innych gigantach technologicznych opłaty za wykorzystanie materiałów tworzonych przez kanadyjskich dziennikarzy i wydawców.
U podstaw ustawy leży przeświadczenie, że Google i spółki czerpią ogromne zyski z kanadyjskiego rynku, wyświetlając reklamy przy treściach wytworzonych przez tamtejsze redakcje informacyjne. Tymczasem same media coraz trudniej utrzymują się na rynku i nie mają szans w konkurencji z globalnymi korporacjami technologicznymi.
Kanadyjski parlament uznał, że taka sytuacja jest niesprawiedliwa i należy zagwarantować ochronę lokalnych twórców treści oraz mediów, które dostarczają ważne i rzetelne informacje obywatelom. Nowe prawo ma zapewnić sprawiedliwszy podział zysków płynących z treści tworzonych w kanadyjskiej przestrzeni medialnej.
Tym samym Google i inne firmy będą musiały zapłacić swoją "daninę" na rzecz wspierania mediów w Kanadzie, zamiast bezkarnie czerpać zyski kosztem osłabiania lokalnych redakcji informacyjnych. To symboliczny początek procesu kontrolowania i ograniczania dominującej pozycji globalnych gigantów technologicznych.
Ile muszą zapłacić giganci?
Na razie trudno dokładnie oszacować, jakie kwoty będą musiały zapłacić Google i inne firmy w efekcie wejścia w życie kanadyjskiego prawa Bill C-18. Wiadomo jednak, że chodzi o bardzo duże pieniądze.
W pierwszym roku działania nowych przepisów szacuje się, że opłaty dla Google sięgną od około 10 do nawet 20 milionów dolarów. Stanowi to jednak zaledwie drobną część olbrzymich zysków, jaką firmy takie jak Google czy Meta (Facebook) generują w samej Kanadzie.
Firma | Szacowane opłaty za treści | Estymowane obroty w 2022 r. |
10-20 mln $ | 1,21 mld $ | |
Meta | kilka do kilkunastu mln $ | 1,72 mld $ |
Dla kanadyjskich wydawców mogą to jednak być bardzo ważne fundusze, które pomogą uratować wiele redakcji przed bankructwem. Najwięcej ma trafić do największych i opiniotwórczych tytułów prasowych jak dzienniki "The Globe and Mail" czy "Toronto Star".
Bill C-18 to pierwszy krok do zmiany reguł gry i zmuszenia gigantów technologicznych do płacenia za korzystanie z cudzych materiałów. Teraz Kanadyjczycy pokażą, czy to się uda - komentuje prof. Jean Charest z Uniwersytetu Quebec.
Przykład Kanady może zachęcić także inne kraje do nałożenia podobnych regulacji. Świat powoli zauważa problemy płynące z dominacji Google, Facebooka czy Amazona i szuka sposobów na kontrolowanie ich wszechobecnej pozycji.
Kompromis osiągnięty w ostatniej chwili
Pomimo protestów, Google zgodziło się jednak zaakceptować kanadyjskie prawo tuż przed jego wejściem w życie z początkiem 2023 roku. Był to swego rodzaju "kompromis w ostatniej chwili", który pozwolił obu stronom zachować twarz.
Z jednej strony nowe przepisy wejdą w życie i Google oraz Meta będą musiały dzielić się zyskami z kanadyjskimi wydawcami. Giganci nie byli w stanie powstrzymać ustawy, choć do końca walczyli.
Z drugiej strony Kanada zgodziła się na drobne ustępstwa, które pozwolą firmom optymalizować wysokości opłat za treści. We wspólnym stanowisku rząd Kanady zobowiązał się do "wytyczenia jasnej ścieżki wyłączenia" Google i innych firm od części opłat.
To pozwoliło Google ogłosić sukces i zaakceptować ustawę, choć tak naprawdę i tak musi się dostosować do żądań Kanadyjczyków. Zadowolony jest jednak i rząd Kanady, który doprowadził do celu i narzucił swoje warunki światowym gigantom wbrew ich protestom.
Meta pozostaje nieugięte
W przeciwieństwie do Google, firma Meta Marka Zuckerberga (w
Podsumowanie
W moim artykule opisałem nowe kanadyjskie prawo nakładające na internetowe giganty takie jak Google obowiązek dzielenia się zyskami z lokalnymi wydawcami treści. Początkowo Google protestowało i groziło blokadą kanadyjskich serwisów. Ostatecznie jednak tuż przed wejściem ustawy w życie firma uległa i zgodziła się płacić od 10 do 20 milionów dolarów rocznie kanadyjskim mediom.
Zupełnie inną strategię obrał Facebook i serwisy Meta Marka Zuckerberga. Zamiast płacić, Meta po prostu całkowicie zablokowało dostęp do newsów dla kanadyjskich użytkowników. To pokazuje, że giganci technologiczni mają różne strategie walki z tego typu regulacjami.
Nowe kanadyjskie prawo to przełom w walce o prawa autorów treści i ochronę lokalnych wydawców przed dominacją globalnych korporacji. Pokazuje, że możliwe jest skuteczne naciskanie nawet tak potężnych firm jak Google czy Facebook. Pytanie co z tego wyniknie dla kanadyjskiego rynku mediów i samych użytkowników portali społecznościowych.
Mam nadzieję, że artykuł pozwolił lepiej zrozumieć tą skomplikowaną sytuację i wyzwania stojące przed regulatorem rynku internetowego. Walka o prawa do treści w sieci dopiero się zaczyna.